MODZISKI Jerzy


Ur. 1 IX 1927 w W. był s. Stanisława (zob.), adwokata z B.Podl., kpt. Korpusu Sądowego WP, czł. zarządu Bialskiego Koła Związku Oficerów Rezerwy WP, znanego działacza politycznego OWP, SN, ZLN oraz Tow. Gimnastycznego „Sokół”, Harcerstwa Polskiego, OSP i Polskiego Tow. Krajoznawczego. M. była Hanna z Dobrzańskich (1891-1980), nauczycielka polonistyki po ukończonych studiach na Wydz. Literackim Wyższych Kursów dla Kobiet im. Adriana Baranieckiego w Krakowie, działaczka Organizacji Młodzieży Narodowej, Tow. Gimnastycznego „Sokół”, Narodowej Organizacji Kobiet, LMiK.

M. był najmłodszym z trójki rodzeństwa. Wychowywał się pod troskliwym okiem m., która wpajała mu od najmłodszych lat ideały i wartości wyniesione z domu rodzinnego takie, jak patriotyzm i umiłowanie Ojczyzny. Od m. słyszał o tym, że jego pradziadek jako oficer WP walczył zbrojnie w powstaniu listopadowym wraz z czterema braćmi, że dziadek przez ponad 28 lat walczył piórem o język polski jako właściciel i redaktor naczelny piotrkowskiego czasopisma „Tydzień”, że brat matki Emil poległ bohatersko pod Borkowem k. Nasielska w obronie Ojczyzny, w bitwie z bolszewikami 14 VIII 1920 (odznaczony Krzyżem Walecznych Nr 1631). W domu rodzinnym obserwował ogromne zaangażowanie rodziców w działalność patriotyczną.

II woj. świat. wybuchła dokładnie w dniu jego 12. urodzin. To był ogromny dla niego wstrząs, straszliwe przeżycie. Dotychczasowe beztroskie i szczęśliwe dzieciństwo legło w gruzach, jeszcze tak niedawno, podczas minionych wakacji, chodził z matką po górach, byli razem w Rabce, miał rozpocząć naukę w gim., był wpisany na listę uczniów kl. pierwszej r. szk. 1939/1940.

Już 4 IX 1939 widział samoloty Luftwaffe bombardujące Podlaską Wytwórnię Samolotów. Po trzech tygodniach ich pięcioosobowa rodzina została wypędzona przez Niemców z mieszkania przy ul. Warszawskiej 6 (dawniej nr 8). Zamieszkali w malutkim pokoiku (bez kuchni i łazienki) na parterze drewnianego domku przy ul. Kraszewskiego 7 (obecnie Kraszewskiego 8), z wejściem od podwórza. Z dotychczasowego mieszkania zdołali jedynie zabrać dokumenty, trochę pamiątek i nieco ubrań. Mimo to M. nauki nie przerwał, uczył się pilnie, mawiał do matki: „Im mądrzejszy, tym silniejszy”.

Nie mając możliwości utrzymania rodziny z dotychczasowych źródeł zarobkowania, m. M. otworzyła w parterowym budynku przy zbiegu ulic Warszawskiej i Kraszewskiego (obecnie Kraszewskiego 2) jadłodajnię pod nazwą „Gospoda”, którą prowadziła od XI 1939 do III 1944, z półroczną przerwą na czas pobytu w więzieniu Gestapo na Zamku w L. Praca w „Gospodzie” pozwoliła jej na utrzymanie rodziny i pomoc krewnym oraz znajomym i przyjaciołom, a także kolegom szkolnym syna.

W d. 24 VI 1940 (poniedziałek) ok. 6-tej rano, do ich pokoiku, gdy jeszcze spali, wtargnęło bialskie Gestapo i aresztowało rodziców. O. M. wyprowadzany z mieszkania zdążył tylko powiedzieć: „Jedźcie do rodziny w Warszawie”. To były ostatnie słowa, jakie z jego ust usłyszały dzieci. O. z L. wywieziono do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen k. Berlina, a stamtąd w d. 29 VIII 1940 do obozu koncentracyjnego KL Dachau 3K k. Monachium (nr więźnia 16425), gdzie został bestialsko zamordowany 18 XII 1940. M. zwolniono z więzienia lubelskiego po sześciu miesiącach, w trzy dni po zamordowaniu męża (21 XII 1940).

Zgodnie z wolą o., zaraz po aresztowaniu rodziców, Jerzy z siostrą Ireną wyjechali do W. Natomiast Hanna, najstarsza s., została w B.Podl. i zastąpiła m. w „Gospodzie”. Irena zamieszkała w W. u wujostwa Rudzkich przy ul. Szczyglej 3/5 i wraz z kuzynką Zofią Buczacką rozpoczęła naukę w dwuipółletniej Szk. Pielęgniarstwa PCK, do której uczęszczała od 1 IX 1940 do 30 IV 1943, Jerzy znalazł dach nad głową u sióstr ojca (Marii i Jadwigi) przy ul. Oboźnej 10, a nast. zamieszkał w internacie szkolnym przy ul. Żeromskiego 41-43. Naukę podjął w Gim. Księży Marianów, które w 1941 zmieniło nazwę na Miejską Szkołę Drogową oo. Marianów na Bielanach przy ul. Kamedułów 81 (dyrektorem szkoły był dr inż. Bronisław Załuski (1888-1963), społecznik i działacz religijny, wykładowca biologii, geogra-fii i higieny).

O śmierci o. dowiedział się na początku II 1941 z listu matki, która w ostatnich dniach I otrzymała z niemieckiego obozu koncentracyjnego w Dachau akt zgonu wraz z urną i prochami męża.

M. chodził do szkoły, uczył się, ale myślał o wojnie, o tragicznych losach Ojczyzny, o krzywdzie jaka ich spotkała, o śmierci o. Szczególnie boleśnie przeżywał każdą informację o masowych aresztowaniach i publicznych egzekucjach, o łapankach ulicznych i wywózkach na przymusowe roboty. To codzienne ocieranie się o śmierć i straszliwy terror okupanta kształtowało jego charakter. Przyzwyczaił się do myśli, że w czasie wojny życie mało znaczy, że nie można być pewnym ni dnia, ni godziny, więc jak mógł i jak potrafił, tak starał się pomagać innym. Miał notesik „dobrych uczynków”, w którym skrzętnie zapisywał imiona, czasem i nazwiska kolegów, dla których prosił m. o paczki z jedzeniem i ubiorem (np. prosił o szalik, koszulę, buty itd.), by móc ich obdarować i podzielić się z nimi. Są tam m.in. odnotowani: Bukowski, Dębski, Dziubiński, Ferston, Jóźwicki, Kamiński, Lubomirski, Łysenko, Mirecki, Stroiński, Wyszyński, Turski i wielu innych. W tym jego malutkim notesiku znajdują się także zapiski pozaszkolne, np.: Ziemia dla Ciotek, prędko. Draceny, kaktusy (słowo „prędko” podkreślił trzykrotnie).

Matka w liście z 27 I 1943 czyniła synowi delikatnie wyrzuty, że tak siebie i ją zaangażował w udzielanie pomocy zbyt wielu kolegom szkolnym, pisała m.in.: „… P. Stroińskiemu wysłałam 2 kg tłuszczu. Dwa kilogramy dla Dziubińskiego wyślę w przyszłym tygodniu. To nie tak łatwo synu, czy ty się orientujesz, a i oni również, że 4 kg to dzisiaj 480 zł. Tutaj [w Białej Podlaskiej], a w Warszawie najmniej ½ tysiąca? Acha, do paczek doliczyć 5 kg paczki miesięczne do Adachny [siostrzeńca w obozie jenieckim]. Można śmiało powiedzieć, że pracujemy z Hanią wyłącznie prawie na te paczki…”.

Na początku 1944 ruszyła kontrofensywa ACz, która przekroczyła na wschodzie przedwojenną granicę Polski i ruszyła w kierunku W. Na zachodzie alianci regularnie bombardowali Berlin, Drezno i inne niemieckie miasta. W W. miał miejsce zamach na Franza Kutscherę (1 II 1944). Zaniepokojona tym wszystkim matka, przewidując zbliżający się kres wojny, zamknęła „Gospodę” i w IV 1944 wyjechała z c. do W., by być bliżej swych dzieci. Zamieszkały z Jerzym przy ul. Hajoty na Bielanach, przy tej samej ul., mieszkała już od pewnego czasu c. Irena z mężem i synkiem. Jerzy uczył się, zięć pracował w „Społem” u Mariana Rapackiego, najstarsza córka też dostała tam pracę. Od wschodu do W. zbliżali się Rosjanie. Niemcy urządzali na ulicach coraz częściej masowe „łapanki” kończące się zazwyczaj rozstrzeliwaniem lub wywózką młodzieży na przymusowe roboty. Atmosfera gęstniała z dnia na dzień, czuć było, że z każdym dniem jest coraz gorzej, że coś niebawem musi się wydarzyć, by powstrzymać masową eksterminację mieszkańców miasta.

Wreszcie nadszedł dzień 1 VIII 1944, M. od samego rana tulił się do m., głaskał ją po policzkach, całował czule po rękach. Od razu matczyną intuicją poznała w czym rzecz i spytała: „Czy masz synku broń? Czy umiesz się nią posługiwać?”. Wyjął z kieszeni kilka naboi luzem i pokazując je matce wzruszył tylko ramionami i rzekł: „Na razie tylko tyle, mamo”. Ucałowali się na pożegnanie, poprosiła by „uważał na siebie”, pobłogosławiła na drogę i wyszedł śpiesznie z domu, nie oglądając się za siebie. Tego d. widziała go po raz ostatni.

Przyjął ps. „Boruta” i jako niespełna siedemnastoletni żołnierz-ochotnik stawił się 1 VIII 1944 w miejscu koncentracji przy ul. Dymińskiej 10. Przydzielono go do plutonu 208, 21 pp AK im. „Dzieci Warszawy” Zgrupowania „Żaglowiec”. Jego d-cą był ppor. Edward Bonarowski (1915-1989), „Ostromir” (po wojnie z-ca prokuratora wojewódzkiego w Gd., zam. w Gdyni).

Młody żołnierz „Boruta” przeszedł w stopniu strzelca przez cały szlak bojowy zgrupowania „Żaglowiec”, brał udział w walkach o Cytadelę, Forty Traugutta, Fort Legionów, plac Inwalidów, ul. Gen. Zajączka, gim. im. Ks. Józefa Poniatowskiego („Poniatówkę”), Żoliborz Oficerski i dwukrotnie o Dworzec Gdański. W sześćdziesiątym dniu powstania (29 IX 1944, piątek) już od wczesnego ranka nieprzyjaciel przypuścił huraganowy atak na Żoliborz, ogień otworzyło kilkadziesiąt baterii, po czym rozpoczęło się silne natarcie oddziałów pancernych, grenadierów i policji, wspartych czołgami. Najsilniejszy atak skierowany był od Dworca Gdańskiego w kierunku „Poniatówki” przy ulicy Felińskiego, bronionej przez oddziały kpt. „Żaglowca”. W szkolnych pomieszczeniach piwnicznych Jerzy „ostrzył granaty” z kolegą. Niemcy nie mogąc przełamać silnego oporu obrońców, skierowali na pozycje powstańców zdalnie sterowane małogabarytowe czołgi („Goliaty”) wypełnione materiałem wybuchowym. Widząc to ppor. „Ostromir” pośpiesznie wycofał pluton z zabudowań szkolnych, poza obręb rażenia pocisków. Niestety, zapomniał o dwóch żołnierzach w piwnicy, którzy wskutek eksplozji „Goliata” zginęli przysypani gruzem.

Następnego dnia (30 IX 1944) o godz. 18 Żoliborz skapitulował, do godz. 23 powstańcy zdali broń, eskortowano ich do „Pionier-Parku” na Powązkach. 1500 powstańców dostało się do niemieckiej niewoli.

Po kapitulacji m. poszukująca s. dopytywała o każdy szczegół nielicznie ocalałych mieszkańców Żoliborza, ale nikt z nich nie był w stanie jej pomóc, niczego sensownego nie mogła się dowiedzieć także od kilku napotkanych znajomych. Nadziei jednak nie traciła, nie mogła bowiem uwierzyć tym, którzy wątpili, że przeżył, stale wypatrywała wieści od s., łudząc się, że może jednak nie zginął, że żyje, że mylą się jego koledzy, którzy zwłok przecież nie widzieli. Gdzie tylko mogła, rozwieszała kartki zawierające informacje dla s. z jej aktualnym adresem, błagając by się jak najszybciej odezwał jeśli to tylko możliwe. Nie miała gdzie mieszkać, wyjechała do Płocka z zięciem i córkami, skąd przy każdej sposobności przyjeżdżała do W. wszędzie dopytywała o los s.

Po upływie długich dziesięciu miesięcy oczekiwań i niepewności, w VII 1945, otrzymała list o następującej treści: „Gimnazjum i Liceum Zgr. XX Marianów na Bielanach, Warszawa-Bielany, ul. Kamedułów 81. Warszawa-Bielany, dnia 16.VII.1945 r.

Wielmożna Pani Hanna Moździńska.

Wielce Szanowna Pani!

Śpieszę złożyć serdeczne współczucie z powodu śmierci syna Jerzego, którego śmierci już jesteśmy pewni.

Wczoraj wieczorem przybył do mnie kolega Jurka, Kosiacki, obecnie przebywający w naszym Liceum, który mi oznajmił, że koledzy znaleźli zwłoki na terenie Gim. im. Poniatowskiego na Żoliborzu i że leżą one niezabezpieczone, zaś znalezione dowody zabrał kolega Łaszkiewicz.

Dzisiaj rano poleciłem przygotować u nas trumnę i zamierzałem przewieźć zwłoki na cmentarz do Wawrzyszewa. Poleciłem jednak sprawdzić Kosiackiemu stan zwłok i stwierdzić ich tożsamość. Kosiacki przywiózł mi dużą paczkę dokumentów, fotografii itp. i oznajmił, że zwłoki już są pochowane na terenie Gim. Poniatowskiego w skrzyni przygotowanej na miejscu. Wobec tego zawiadamiamy Szanowną Panią o powyższym, ażeby sama powzięła odpowiednie decyzje.

Wyrazy winnego szacunku i serdecznego współczucia łączę. Bronisław Załuski.

PS. Dziś odbyła się Msza Święta za poległych Bielańczyków, a także za Jerzego”.

Zrozpaczona m., po przeczytaniu tego listu, natychmiast pojechała do W., by tam na dziedzińcu dawnej „Poniatówki” wykopać skrzynię ze zwłokami ukochanego syna. Od razu go rozpoznała, miał roztrzaskaną czaszkę, przypomniała sobie wtedy sen, w którym takim go właśnie widziała. Po przeprowadzeniu ekshumacji zwłok pochowała te drogie szczątki 30 VII 1945 pod krzakiem jałowca na warszawskim Cm. Wojskowym przy ul. Powązkowskiej 43/45, tuż obok pochowała szczątki Eugeniusza Tumanowa, kolegi s. z plutonu 208, zabitego 18 IX 1944 podczas obrony „Poniatówki”.

Na początku VIII 1945 zabrała z grobu rodzinnego w B.Podl. urnę z prochami męża i przeniosła ją do grobu s. w W. (A-27/11/1). Postawiła na tym grobie betonowy krzyż na solidnym cokole, u dołu którego umieściła napis: „Ś.P. Stanisław Moździński, adwokat, zginął w Dachau 18.12.1940 r. i syn jego Jerzy »Boruta« Moździński, lat 17, żołnierz 21 P.P. A.K., poległ w Powstaniu Warszawskim 29.09.1944 r.”.

Los tak zrządził, że przyszło jej po wojnie wychowywać osieroconego wnuka, którego, gdy tylko nieco podrósł, zabierała do W. kilkakroć każdego roku i stając tam przy grobie męża i syna mawiała: „Zapamiętaj, gdy nadejdzie »mój czas«, chcę byście mnie tu razem z nimi pochowali, pod tym jałowcem”. Tak też się stało 14 II 1980.

 

Rondo K., Jerzy „Boruta” Moździński - Zginął mając siedemnaście lat, „Tygodnik Podlaski” nr 134, 21 VIII 2009, s. 18; Powstańcze biogramy - Jerzy Mirosław Moździński w Muz. Powstania Warszawskiego w W. przy ul. Grzybowskiej 79 (www.1944.pl); Tablica pamiątkowa poległych w holu dawnego Gim. Męskiego im. I. Kraszewskiego (obecnie LO Nr 1) w B.Podl. przy ul. Kraszewskiego 1; Mur Pamięci w Parku Wolności Muz. Powstania Warszawskiego przy ul. Grzybowskiej 79 w W. (kolumna 139, poz. 36).

(autor Krzysztof RONDO)